Wednesday 12 June 2013

Akacja na otarcie łez.




Lato tego roku było piękne... Tak, dokładnie było, dwa tygodnie błękitnego nieba bez najmniejszej chmurki, temperatura powyżej 20-tu stopni. Pierwszy raz od dwóch lat udało nam się nadmuchać basen, synek moczył się przez kilka dni. 


I niestety coś mi mówi, że to na tyle lata w tym roku. Szkoda, ale trzeba tu się cieszyć z każdego słonecznego dnia. No, chyba, że wydarzy się cud, jak 8 lat temu, lipiec i sierpień były bardzo gorące i suche. Trzymam kciuki i mam nadzieję . Może jeszcze kilka pogodnych dni, truskawki zaczynają dojrzewać, a obrodziły w tym roku cudnie. Nie tylko one korzystają ze słońca, wszystko pięknie rośnie i kwitnie jak gdyby wiedziało, że nie ma na to zbyt wiele czasu.





 
Ostatnio często pisałyście o pięknych akacjach, które u was właśnie zakwitły i pachną niebiańsko. Ja też za nimi zatęskniłam. Nie tymi z sklepów ogrodniczych, ale tymi rosnącymi dziko. Próbowałam w ubiegłym roku, przywiozłam w walizce sadzonki, jedna długo dawała nadzieję, ale po dwóch miesiącach padła. Rodzice, którzy odwiedzili nas wczesną wiosną przywieźli nasiona, takie zebrane z tych dziko rosnących. Siałam dwa razy i nic, aż wreszcie mnie olśniło - lepiej późno niż wcale. Poszukałam porad w internecie. I wyobraźcie sobie, że w jakimś poradniku dla pszczelarzy napisano coś, co wprowadziło mnie w osłupienie. "Nasiona zalać wrzątkiem, pozostawić do czasu kiedy napęcznieją a następnie każde nasionko naciąć nożem lub żyletką." Zrobiłam tak nie wierząc w sukces, i co, efekt jest następujący: 
 
I nie przeraża mnie to, że sadzonki z nasion po raz pierwszy zakwitają po 7 latach, ale jeśli czegoś naprawdę się chce warto poczekać. 
Mam nadzieje, ze doczekam się takiego cuda...
 
Zdjęcie zapożyczone z Google.







Pogodnych dni i radości,

Mama.